wtorek, 2 grudnia 2014

Od Jasmine CD Yvette

Trochę dziwne mi się wydało, że wszyscy są tutaj tacy mili, a przynajmniej ta jedna osoba, którą miałam szczęście poznać. Pod postaciami wilków zwiedzałyśmy okolicę.
- To więc mówisz, że gdzie mieszkasz? - powiedziała, gdy zmieniłyśmy się z powrotem w ludzi
- Na Orchard Street, urocze miejsce, nie powiem...
- Nie męczy cię mieszkanie w mieście, nasze uszy...
- Tak, ale do hałasu można się przyzwyczaić, tak samo do zapachu spalin, pozatym czasami mogę się zdrzemnąć w lesie
- Nie robiłabym tego na twoim miejscu, niektóre wilkołaki... Jakby to powiedzieć.. Nie do końca są uradowani na wieść o nowym przybyszu, szczególnie jeśli jest sam. Na ich terenie
- Jasne, pozostaje mi też gościniec, jakby co - uśmiechnęłam się

<Yvette? Brak weny :/>

piątek, 28 listopada 2014

Od Brooke CD. Matthewa

Zawarczała groźnie, kiedy pojawił się ten debilny warunek. Spróbowała kolejny raz wyrwać się z jego uścisku. Na marne.
- Nie ma mowy. - syknęła przez zaciśnięte zęby. Co za natręt...
- No cóż, w takim razie...
- Czekaj! Dobra, pójdę gdzieś z tobą! - zawołała rozpaczliwie.
Nie lubiła być mokra. Bardzo nie lubiła. Wręcz nienawidziła. Poczuła, że odstawił ją na ziemię. Gdyby nie opanowała się dostatecznie, jej nowy znajomy oberwałby teraz z liścia. Patrzyła na niego wzrokiem seryjnego mordercy.
- Pamiętaj, jeden wypad. A potem schodzisz mi z drogi i nigdy więcej już się nie spotkamy. Jasne? - wycharczała, dysząc ciężko.
- Pewnie... - przyjrzał jej się nieco zdumionym wzrokiem.
- Ale zanim gdziekolwiek się pokażę, w pierwszej kolejności muszę się przebrać i w miarę ogarnąć. Jedziemy do mnie. - westchnęła.
Nie czekając na odpowiedź, ruszyła w odpowiednim kierunku. Szła tam, gdzie zostawiła swój samochód. Eleganckie, czarne Audi prezentowało się cudownie. Wsiadła do środka i odczekała chwilkę. Zajął miejsce pasażera. Chwilę później byli już w trasie. Drogę przebyli w milczeniu. Od czasu do czasu czuła na sobie jego wzrok. Czas dłużył jej się niemiłosiernie, co zdarzało się bardzo rzadko... Dotarli. Wysiadła szybko i w moment zniknęła za drzwiami, wpuszczając najpierw Matthewa. Piękny apartament z jeszcze piękniejszym wnętrzem. Zrzuciła z siebie podłużny sweterek, zapinany na drobne guziczki. Zawsze jest on rozpięty. Ziewnęła i przeciągnęła się.
- Żartujesz sobie? - usłyszała jego głos za sobą.
Odwróciła się powoli w stronę Matta i spojrzała nań pytającym wzrokiem.
- Jesteś Brooke Jensen? Ta aktorka? - wyglądał na niego zdziwionego.
Kiwnęła głową potwierdzająco.
- Brooklyn Allyson Jensen. Tak mam przynajmniej w dowodzie. - zaśmiała się cicho, po raz pierwszy od momentu, gdy go poznała. Nie uważała, by to, kim jest było czymś nadzwyczajnym. Ona widziała w sobie zwykłego człowieka.

(Matthew? XD)

Od Marceline

Źrenice gwałtownie się rozszerzyły, pod wpływem nagłego braku światła, dochodzącego do oczu. Ludzie zaczęli unosić ręce i robić charakterystyczną rogatą dłoń. Do moich uszu dobiegły podniecone gwizd i pokrzykiwania, a kiedy złapałam za mikrofon i uśmiechnęłam się tajemniczo wszyscy natychmiastowo ucichli. Poprawiłam lewą ręką grzywkę, która od pewnego czasu bardzo mnie denerwowała i uniosłam rękę w górę tworząc taki sam gest jak i moi słuchacze.
Co tydzień zawsze w piątkowy wieczór szła z mojej własnej inicjatywy piosenka Prodigi. Dzisiaj padło na Thunder, z czego byłam zadowolona. Ludzie zazwyczaj dobrze bawili się przy utworach tego zespołu, a ja miałam dziwną swobodę głosu. Mój kark już przyzwyczaił się do nagłych ruchów headbanging'u, a moje stopy twardo stały na ziemi, jakby były przytwierdzone magnesem do podłoża. Zauważyłam kątem oka jak wysoki, młody blondyn w okularach wskazuje na mnie palcem zza kulis. Kiedy muzyka przestała grać skłoniłam się lekko, słysząc nagły wybuch publiczności. Odłożyłam mikrofon na miejsce i ominęłam długowłosego gitarzystę udając się za kulisy.
***
- Serio? - spytałam półszeptem trzymając w prawej ręce czarną kopertę z ukrytymi banknotami.
- Należy ci się urlop, już zdecydowałem. Twoja buźka, głos - młody chłopak, spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem- i reszta ciała sprowadziła nam nalot fanów ostrej muzyki. Powinnaś zrobić sobie dłuższy urlop, Andrew i Michelle cię zastąpią.
Spojrzałam na blondyna lekko zdziwionym wzrokiem. Po chwili otworzyłam kopertę i widząc kilkanaście banknotów odezwałam się:
- Nieee, no ja takiej sumy przyjąć nie mogę.
Chłopak złapał mnie za rękę i cofnął ją.
- Potraktuj to jako prezent urodzinowy - popchnął mnie w stronę drzwi.
- Ale-e-e... Urodziny mam dopiero za sześć miesięcy.
- Bierz i nie marudź, karze ci wziąć trzy miesięczny urlop, jedź sobie do tego Aspin - wyszeptał i zamknął drzwi na srebrny klucz.
- Nie do Aspin tylko do Phoenix w Arizonie, tumanie... - syknęłam czując się głęboko urażona.
- Haha, przecież żartowałem - zaśmiał się głośno i poczochrał ręką moją głowę.
Nienawidzę być niska! Odepchnęłam jego rękę i ruszyłam schodami na górę. W sumie to bardzo się cieszyłam, że wyrwę się z Nowego Jorku. Wyciągnęłam szybkim ruchem połowę ciuchów z szafy i rzuciłam je na podłogę. Spod łóżka wyciągnęłam plecak moro, który pachniał sianem, co było niezwykle interesujące... Wpakowałam szybkim ruchem kilka rzeczy do plecaka, a kopertę umieściłam w wewnętrznej kieszeni. Podeszłam do okna i otwarłam je czując jak zimne powietrze ochładza moją twarz. Wzięłam głęboki oddech i spoglądnęłam na niebo. Ciemne niebo było przykryte grubymi warstwami chmur, przez co ograniczało to znacznie widoczność gwiazd. Od dawna chciałam zwiedzić chociaż niewielką część Arizony. Zobaczyć wspaniałe niebo, Wielki Kanion i poczuć wiatr we włosach. Tak chce żyć. Stać się wilkiem? Być nim już na zawsze? Żyć bez ludzkich zmartwień?
- Nigdy nie byłaś, ani nie jesteś wilkiem... - wyszeptałam i ścisnęłam skrawek czarnej koszulki. - Nigdy także nim nie będziesz. Zmarnował ci życie, nie możesz mu wybaczyć.
Opadłam na łóżko, starannie związałam sobie kucyka i przebrałam się w całkowicie inne ubranie. Zamiast czarnych ciuchów i glanów, na moim ciele prezentowała się niebieska bluza z kapturem, szare rurki i jakieś stare, potargane tenisówki z wyprzedaży. Z klubu wyszłam tylnymi drzwiami, słyszałam wesołe pokrzykiwania ludzi i jakąś spokojną muzykę...
Droga od klubu do autostrady wymagała półgodzinnego marszu. Szłam chodnikiem lekko się uśmiechając. Deszcz zaskoczył mnie w połowie drogi i byłam lekko zła, że cała przemoknę. Ustawiłam się wzdłuż wąskiej drogi, czując jak krople zwiększają się i mocniej uderzają w moje ciało. Poruszyłam ręką gdy przejeżdżała jakaś ciężarówka, lecz kierowca się nie zatrzymał. Super! Już na początku swojej drogi muszę zająć stanowisko autostopowicza. No ale cóż jak mawiał tata - zawsze i wszędzie szukaj przygody, która może zmienić los twojego życia.
<Ratunku, będę cała mokra XD Ktoś?>

Od Matthewa CD Brooke

Laska mnie zaskoczyła. Nieczęsto spotykam się z taką agresją ze strony innych i możliwe, że nie jestem do niej przyzwyczajony.
- Łooo, dziewczyno, stop agresji...
Spojrzała na mnie, lekko już się uspokajając.
- Jestem Matthew - podałem jej rękę wyszczerzając zęby.
- Brooke - odpowiedziała, lecz nie odwzajemniła uśmiechu.
- Cóż, skoro zepsułem ci obiad, to może upolujemy coś razem?
Zrobiła minę, która wyraźnie mówiła "Nie mam ochoty". Tak też powiedziała.
- Okres masz? - rzuciłem żartobliwie.
Nie przyjęła tego jako żart.
- W takim razie zapraszam na obiad. Jeśli wolisz ludzkie jedzenie... - odparłem.
- Nie wolę.
- A co wolisz?
- Nic.
- Dobra, koniec obrażania się, bo wrzucę cię do jeziora!
- A spróbuj tylko! - wyszczerzyła kły.
- Nie zawaham się.
Skrzyżowała ręce na piersi.
- Nie zrobisz tego.
I w tym momencie chwyciłem ją w pasie i zaniosłem do najbliższego jeziora. Nie było daleko, więc zbyt się nie zmęczyłem. Dziewczyna piszczała przez całą drogę. Zacząłem przymierzać się do wrzucenia jej do wody.
- Przestań oszołomie! - darła się.
- Dobrze - *le szatański uśmieszek* - Jeśli dasz się gdzieś zaprosić.

Brooke? ^^

Od Yvette CD Jasmine

- Hej, mogę wyjść dzisiaj wcześniej?- zapytałam Ache.
- To znaczy? - Ache był wczytany w swoją gazetę.
- Hm. Teraz? Poradzisz sobie?
- Wątpisz we mnie? - chłopak uniósł brwi.
- Jakże bym mogła...
Odwróciłam się z powrotem do dziewczyny.
- Możemy iść już teraz - uśmiechnęłam się - Poczekaj chwilkę.
Ona na znak zgody pokiwała głową i odwzajemniła uśmiech.
Przebrałam się w pokoju socjalnym, zabrałam kurtkę, spakowałam swoje drobiazgi w torebkę i wróciłam do koleżanki.
- Idziemy? - spytała.
- Jasne - wskazałam drzwi i obie ruszyłyśmy na miasto.
Opowiadałam o dosłownie wszystkich spotkanych sklepach, obiektach i budynkach. Pokazałam jej moje ulubione centrum handlowe oraz sklep, w którym często są przeceny. Miło mi się z nią gadało. Była bardzo miła. Lecz pozory mogą mylić. Trzeba ją lepiej poznać. Łatwo kogoś ocenić od razu.

Jasmine? Przepraszam, ze krótkie i nudne : ))

Od Sharon CD Yvette

I w końcu nadszedł ten dzień. Dzień w, którym wszystko się zmieniło.Ostatnie chwile w przydrożnym lesie. Już czas wyruszać, tylko wezmę jeszcze mój flet. Pobiegłam do domu i przyniosłam srebrna fujarkę. Wsiadłam do samochodu i gaz do dechy, nie wiedziałam kiedy się zatrzymać. Aż w końcu napis na budynku wszystko mi zdradził. Podjechałam. Wyszłam z samochodu i wyciągnęłam kluczyki. Tam było tak pięknie! Ale niektóre zapachy dawały mi fałszywe znaki. Poszłam do pewnej dziewczyny::
- Witam, Sharon Colede - przywitałam się nie pewnie.
- Coś mi to mówi...- spojrzała na mnie - Jak coś to dyrektorka po prawej.
- Wielkie dzięki - podeszłam w prawo. Weszłam do pokoju:
- Dzień dobry! Sharon Colede - ponownie powiedziałam.
- Tak, tak rozumiem.........tak........oczywiście........około 14?....dobrze ..... - dyrektorka skończyła rozmowę telefoniczną - Witaj skarbie! Podpisz tu i z głowy! Przeczytałam umowę dokładnie i podpisałam jednym ruchem ręki.
- To ja może pójdę do pracy - powiedziałam - Do widzenia. Do dyrektorki znów zadzwonił telefon.
- Poczekaj moja droga! Gdybyś nie wiedziała co robić zapytaj się niejakiej Yvette.
- Dobrze, do widzenia - zamknęłam drzwi. Szukałam i szukałam napisu mojej pracy. Po chwili znalazłam bar. Weszłam do niego, a tam piękne żarówki, krzesła i jeden wspaniały blat. Przy blacie czekała tam już na mnie pewna osoba:
- Cześć! Jestem Sharon.
- O! Właśnie na ciebie czekałam - dziewczyna uśmiechnęła się - więc tak zaraz opiszę Ci czym się dzisiaj zajmiesz.
Jako iż byłam nowa myślałam, że czeka mnie brudna robota, lecz to nie było tak...

<Yvette?>

Od Brooke CD. Matthewa

Pędziła przez las za swą zdobyczą. Tym razem liczyła na powodzenie w polowaniu. Jej celem był jeleń z olbrzymim porożem, naprawdę bardzo ładny. Dyszała, bo bieg nieco ją zmęczył. W pewnej chwili znalazła się na rozległej polanie. Padało na nią światło słoneczne. Żółte, podłużne źdźbła trawy delikatnie poruszały się przez przemykający w powietrzu zefirek. Brooke przylgnęła do ziemi i teraz przemieszczała się w dziwny sposób, jakby czołgając się. Brzuchem szorowała po glebie. Coś poruszyło się nieopodal. Złapała głęboki wdech i odbiła się od ziemi, ale zamiast wbić kły w ciało ofiary, poczuła silne uderzenie i dosłownie odleciała na bok. Po zetknięciu z ziemią, przeturlała się kilka metrów. Gdy wreszcie udało jej się zatrzymać, uniosła leniwie łeb i kichnęła, bo wzburzyła w górę - przez to wszystko - tumany pyłu. Mlasnęła cicho i podniosła się. Zobaczyła nieopodal innego wilka. Zawarczała głośno i skoczyła w jego stronę. Zahamowała tuż przed nim. Momentalnie przybrała ludzką postać, a nieznajomy przed nią uczynił to samo. Ubrania Brooke były nieco zniszczone po kilku przemianach.
- Słuchaj no, koleś! - warknęła. - Kolejny raz straciłam obiad, bo ktoś mi przeszkodził! Ja mam już po dziurki w nosie tego wszystkiego! Czy chociaż raz nie mogę normalnie sobie czegoś upolować?! No nie mogę?! Uwzięliście się na mnie?! - wydarła się. Wyglądała dosyć groźnie! Jak wściekła świnka morska, ha!

(Matthew? XD)